Obserwuję podwórko. Siąpi i wieje, więc zrobiłam sobie kawę, zaprosiłam słodkiego pana Wedla, lecz kątem oka widzę, jak obok okna przechodzi starsze małżeństwo. To oni są po osiemdziesiątce i idą na spacer, a ja mam siedzieć w domu? Niedoczekanie. Zostawiłam stygnącą kawę, kochane czkoladki, ubrałam beret („Co młodzi wiedzą o berecie z antenką”), płaszcz z kapuzą i szybko znajduję się za nimi. Słyszę:
– Starajmy się, jeszcze parę kroków, damy radę, bo jak się położysz, to koniec, a nie ma co się spieszyć na tamten świat, bo nie wiadomo, co tam nas czeka.
– Zapewne nic nie ma, ale masz rację, ruszać się trzeba. Niech nie siedzi w nas ta konserwa. Ruch to życie, ale niechby przestało padać. Widać za mało bogom składamy ofiar, że tak zacina już trzeci dzień.
Jej słowa więzną na wargach, ma kłopoty z mówieniem, pewnie po udarze, za to fiołkowy szal szaleje przy szyi, a mnie „konserwa” rozbroiła, znaczy oni jeszcze grają w zielone, jeszcze spacerują – myślę sobie – choć większość jest przywiązana do miejsc biernych, zatem czas im ucieka jak przez nieszczelną uszczelkę, przecież koniec października, więc wkrótce znów będą starsi o rok. Inni uwięzieni we własnej nieskończoności mają skłonność do gorzkich żali na tę ułomność, na te choroby, lecz nie oni. Lubię tę parę, ponieważ cały czas rozmawiają tak, że i mnie czasoprzestrzeń się nie starzeje, dlatego zapominam o zmartwieniach.
Nawiasem mówiąc, myślę sobie, że wczesne dzieciństwo też ma swój lepszy czas. Przeżyliśmy swoje, ale nadal nie wiemy, co utka przyszły dzień, następne miesiące. Ludzie mają tyle do powiedzenia i tyle jest do zrobienia, że zwyczajnie czasu brakuje, dlatego mrugam do pana Wedla, by osładzał ostatnie chwile na tym świecie. F. Gumps przyrównał życie do pudełka czekoladek, bo nigdy nie wiemy, na co natrafimy. A nadzienia mogą być rozmaite, jak to bywa w życiu, raz miód, innym razem chili.
Na razie, deszcz się uspokoił, ale podświadomość zachowuje się jak komputer, eksponuje niezdrowe wzorce myślenia intelektualnej łatwizny, więc zawracam, aby dopaść zostawionych słodkości, gdyż to niebo trzeba mieć także na ziemi. I już miałam wpaść w euforię, ale rychło narracja została przerwana. Kiedy wracałam, znowu usłyszałam stuk laseczki. Moi znajomi tuptali naprzeciw, a kiedy mijali, usłyszałam wyraźne:
– Nic się nie bój, nie upadniesz, jestem przy tobie.